środa, 11 września 2013

Przyjaźń

–  w tym rozdziale dowiecie się o jałowości (ale i prawdziwej cenie) niektórych  znajomości.

Na wstępie, nim cokolwiek napiszę zgodnego z głównym tematem, chciałabym serdecznie podziękować wszystkim, którzy tego bloga czytają, komentują, obserwują i co tylko. Jest mi niezmiernie miło, że są tacy, którzy uważają moje lanie wody za interesujące, a przede wszystkim – za coś, co im pomaga. Maniu, Motyko, Shane (o której również się w końcu coś znajdzie), Ewcia (i o niej również), Fluffy i wiele innych – dziękuję.

Do posłuchania polecam również to (bardzo nastroiło mnie do napisania tego wpisu):


No i zaczynamy.
Każdy z nas miał taką osobę, na której mógł polegać niemalże w każdej możliwej chwili; potrafił się wyżalić, wypłakać, opowiedzieć o wszystkim, a przy tym ta osoba stawała się naszym towarzyszem na dobre i złe. Wielu z nas myślało, że możemy polegać na tej osobistości, że ta przyjaźń lub jakkolwiek inaczej nazwać tę relację, będzie trwała wiecznie. Że jako staruszkowie będziemy zapieprzać o laskach, niczym stare trabanty, pozostawiając za sobą nieprzyjemną dla wielu woń, choć podczas rozmowy i przekrzykiwania się nawzajem, żadne z nas nie zwróciłoby uwagi na jakiś zapach. Ważne, by osoba idąca obok miała mniejsze bóle reumatyczne niż ostatnio, a rozrusznik serca drugiej działał jak należy. Idylliczna wizja, prawda? I owszem, wielu z nas będzie miało takiego przyjaciela, który okaże się tym na dobre i na złe – takiego człowieka, którego nie będzie brzydził nasz widok w rozciągniętym dresie, a jeśli już to dostaniemy porządnego kopniaka w tyłek tylko dlatego, żebyśmy w końcu się ogarnęli, bo ileż można. Ten przyjaciel będzie trzymał nam głowę nad kiblem, gdy nie dotrwamy do końca imprezy w pełnej trzeźwości (umysłu ,oczywiście), a wizja zarzyganego stroju jest gorsza od pilnowania czy się nie topimy w klozecie. I ten sam będzie cieszył się naszym szczęściem, ale także nie zawaha nam się dać po mordzie, gdy zaczniemy robić z siebie debili.
Ale zanim trafimy na takiego prawdziwego przyjaciela... Musimy poznać wielu, którzy się nimi nie okażą. Którzy z początku mogą być kimś nam bliskim (lub my sami przypniemy im taką etykietkę), zaufanym. Którzy nagle zaczną oddziaływać na nas, naszą osobowość, decyzje jakie podejmujemy. Przykłady takich osób... Jest ich mnóstwo, a przynajmniej ja z własnego doświadczenia mogę coś na ten temat wspomnieć.
Nie będę opisywała całej historii tych znajomości, ani nie uwzględnię osób, które się z tym łączyły. Skupię się przede wszystkim na uczuciu, jakie towarzyszyło każdemu z takich zawodów, dobrze? Tak będzie łatwiej (przynajmniej mam nadzieję) niektórym to zrozumieć.
Wyobraźcie sobie szczeniaka, którego ktoś zabrał ze schroniska. Pies zaczyna darzyć zaufaniem człowieka, przełamuje się, przywiązuje do nowego właściciela i traktuje go jako członka stada – swojego własnego, które należy bronić, kochać i szanować każdego z bliskich. Czasami zdarzają się scysje, gdy szczeniak nabroi albo właściciel pozwoli sobie za dużo. Wtedy jedno lub drugie trzyma dystans, jednak zawsze któreś się przełamuje i albo człowiek podrzuca smakołyk zwierzęciu, albo psiak podchodzi i trąca wilgotnym nosem rękę pana. Pewnego dnia właściciel pakuje szczeniaka do samochodu, niczym przed wycieczką nad wodę, do parku, pola, gdziekolwiek. Pies chodzi podekscytowany, szczęśliwy. I auto się zatrzymuje. Pan wychodzi, wyprowadza zwierzę przy pomocy smyczy... I prowadzi do najbliższego drzewa, do którego go przywiązuje. A potem odjeżdża. Tak po prostu.
Jak się może czuć taki psiak? Zdradzony, upokorzony, zraniony. Tęskni, szarpie się. I znowu przestaje ufać. Przestaje wierzyć w to, że ludzie jednak potrafią mieć dobre serca. Ale to daje mu siłę. Uczy. I z czasem rośnie na owczarka niemieckiego, którego każdy się boi. I to on ma szacunek wywołany strachem innych. Nawet, jeśli nie ma przyjaciela
Na przykładzie tej alegorii chciałam pokazać, jak mniej więcej czuje się człowiek, który stracił kogoś takiego. Jak bardzo nieufny się staje, zgorzkniały i pozbawiony nadziei na to, że wokół znajdzie się ktokolwiek serdeczny. Ale takie doświadczenia, poza pewnym niszczeniem cząstki "starych nas", dodają kolejną, nową – są budulcem osób, które widzimy aktualnie w lustrze. Z każdym dniem stajemy się silniejsi, walczymy, aż w końcu pojawia się ktoś, kto pokazuje, że nasza awersja i alergiczna niechęć do przyjaźni nie powinna przesłaniać nam patrzenia na innych. Taki człowiek wyciąga do nas rękę, nawet jeśli my ją gryziemy i odrzucamy. Nie ustępuje, aż w końcu podnosimy się, rozglądamy niczym człowiek, który po raz pierwszy widzi świat dookoła. Wszystko wydaje się być inne – ludzie, budynki, pogoda. I co z tego, że leje? Można biegać w deszczu bez parasolki! Zimno? Sypie śnieg? Chodźmy razem po chodniku, wzajemnie podtrzymując się i najwyżej upadając równocześnie na twardą, lodowatą ziemię. Właśnie w takich chwilach zyskujemy przyjaciela. Takiego, który nas nie zostawi w lesie, nie oleje, nie zapomni. Prawdziwego. Jedynego. Naszego.
Julia bez Romea radzi: nie możemy płakać za straconym przyjacielem. To tylko oznacza, że dana osoba nigdy nie zasługiwała na takie miano – czy to zdradzając, czy porzucając lub w jakikolwiek inny sposób nadwerężając nasze zaufanie. Pamiętajmy jednak, by nie zamykać się na innych. By nie szukać w każdym wroga i podobieństw do osoby, która nas zraniła. Nie każdy jest skurwielem/suką bez serca. Nie każdy wbije nam nóż w plecy. A zawsze dobrze jest mieć kogoś takiego u boku. Bo nawet jeśli wszyscy by zwiedli – prawdziwy przyjaciel pozostanie z nami. Nawet, jeśli tego nie będziemy chcieli. Koniec.

7 komentarzy:

  1. Najprościej byloby nie obdarzać zbyt wielu ludzi zaufaniem i nie nazywać ich zbyt szybko przyjaciółmi. ;) Bo przyjaźń to nie takie hop-siup. Mogę powiedzieć, że od piątego roku życia - kawał czasu - mam jedną prawdziwą przyjaciółkę, trzymamy sobie wlosy, w rozciagnietych dresach siedzimy razem. Żadna z nas nie potrafi sobie wyobrazić, że drugiej nie ma. Miewamy chwilę, jak stare malzenstwo, potrafimy nie odzywać się do siebie miesiącami, ale zawsze istnieje ta świadomość, że jest do kogo wracac. Pojawiały się w moim życiu różne osoby, które naiwnie nazywalam przyjaciółmi, ale są po orostu dobrymi znajomymi. Na szczescie na studiach poznałam ludzi, którzy są coraz bliżsi.
    Ech, opis sytuacji z psem wzbudził we mnie niesmak. Nie lubię nawet czytac o czyms takim, bo mnie skręca ;/
    Notka sama w sobie fajna, choć mówi to, co wszyscy wiedzą, a tylko nieliczni przyjmują do siebie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Raz utraconego zaufania nie da się już odzyskać. Osoby, które zostały w jakiś sposób zdradzone czy porzucone przez człowieka, którego nazywały swoim przyjacielem są pokaleczone w środku i logiczne jest, że zamykają się na przyjaźń, gdyż nie chcą ponownie cierpieć.
    Nie każdemu można pomóc, nie każdy na tą pomoc zasługuje, nie każdy tej pomocy chce. Czasem po prostu lepiej pozwolić takiemu człowiekowi żyć bez przyjaźni, jeśli właśnie taką drogę obrał. Nie można z dnia na dzień ponownie komuś zaufać, tym bardziej jeśli nie wiadomo, że relacja z kimś nowym może się udać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że każdy zasługuje na pomoc i należy taką osobę wesprzeć jak najlepiej się da.
      Warto spróbować przekonać ludzi do tego, że jednak przyjaźń jest przydatna. Ale nie można zmuszać do niczego; czy to właśnie mowa o dopuszczaniu do siebie kogokolwiek, zaufaniu, miłości, czy jakimkolwiek innym aspekcie.
      Co nie zmienia faktu, że każdy zasługuje na przyjaciela.
      Pozdrawiam.

      Usuń
  3. Są różne wyobrażenia przyjaźni. Czasem przyjaźń liczy sobie cztery, trzy osoby i wtedy jest to paczka, w której wszyscy dobrze się czują. W innym wypadku jednak są tylko dwie przyjaciółki. Siostry. Ja jestem osobą, która uznaje tylko ten drugi rodzaj przyjaźni. Tylko ja i moja przyjaciółka, nic więcej, nikt pomiędzy nami. Może i jestem egoistką, ale osobami dla mnie ważnymi nie umiem się dzielić. Co jednak zrobić w wypadku, kiedy przyjaciółka jest powiernicą wszystkich na około, tak jak Ty, Julio? Wysłuchuje cudzych problemów, pomaga i absorbują ją one bardziej, niż cokolwiek innego?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam siostrę, nawet dwie, jednak na tę chwilę to bardziej ja jestem ich przyjaciółką niż odwrotnie. Ale nieważne, bo nie o tym tu mowa.
      Zastanawiam się czy ostatnie dwa zdania są w celu gdybania, czy jakiejś prywatnej utarczki wobec mnie, hm.
      Twoje pytania bowiem można rozumieć na kilka sposób.
      Osobiście nigdy nie zetknęłam się z czymś takim, jak egoizm moich znajomych, których powierniczką jestem. Lubię rozmawiać, a jeszcze bardziej lubię słuchać. Jednak to nie znaczy, że zajmuję się tylko tym i niczym innym. Błagam, mam swoje życie, a także swoje problemy, o których nikt wiedzieć nie musi. Sama wolę radzić sobie ze swoimi sprawami, a to że wzbudzam zaufanie u innych - to już nie jest moja wina.
      A jeśli Twoja przyjaciółka lubi słuchać ludzi i doradzać im - to w czym problem? To jej życie, ma prawo decydować o nim, a skoro czuje się lepszym człowiekiem, gdy komuś pomoże, to jako przyjaciółka/przyjaciel powinnaś/powinieneś się z tego cieszyć, a nie jeszcze robić dziewczynie jakieś wyrzuty. Ale to tylko moje zdanie.
      Pozdrawiam.

      Usuń
    2. Nie, to nie jest żadna utarczka wobec ciebie, bo my się nawet nie znamy. Przez przypadek trafiłam na ten blog. Tak jak przypuszczałam, zajęłaś stanowisko inne od mojego. Prawda jest jednak taka, że nie każdy będzie potrafił zrozumieć o co mi chodzi, jeśli naprawdę nie zostanie odsunięty na dalszy plan przez problemy innych ludzi, którzy zaczynają być ważniejsi.

      Usuń
    3. Droga Anonimowa Osobo.
      Zostałam odsunięta na dalszy plan i to nie raz. Jednak wydaje mi się, że zamykanie siostry na innych jest czystym aktem egoizmu. Okej, rozumiem - rodzina, kochana siostrzyczka i takie tam. Ja to wszystko rozumiem, ale zastanów się czy to jest też dobre dla niej? Brak przyjaciół, jedynie przesiadywanie z siostrą? To nawet nie jest zdrowe! Dlatego przemyśl czy przypadkiem nie kieruje Tobą zwyczajny, prosty egoizm i chęć posiadania.
      Pozdrawiam.

      Usuń

Ci, którzy znoszą tę całą paplaninę

Łączna liczba wyświetleń

Follow this blog with bloglovin

Follow on Bloglovin